Pomoc dla Wilkowa
02.08.201010:22
Rada Miasta w Ostrowi Mazowieckiej przekazała 40 tys. złotych dla gminy Wilków, najbardziej chyba poszkodowanej podczas tegorocznej powodzi.
Katastrofalna powódź, przekraczająca swoimi rozmiarami dotychczasowe wyobrażenia o wylewających w Polsce rzekach uruchomiła tę lepszą część ludzkiej natury, współczucie, empatię i chęć niesienia pomocy. Do akcji zbiórki darów i pieniędzy dla powodzian aktywnie włączyły się instytucje oraz samorządy. Rada Miasta w Ostrowi Mazowieckiej przekazała 40 tys. złotych dla gminy Wilków, najbardziej chyba poszkodowanej podczas tej powodzi. Zorganizowano również uliczną zbiórkę pieniężną. W tej ostatniej uczestniczyli także goście zagraniczni tegorocznych Dni Ostrowi. Zebrane pieniądze zawiózł do Wilkowa burmistrz Mieczysłąw Szymalski. Była to podróż, która na długo pozostanie w pamięci.
Już w okolicach Kazimierza Dolnego dają się zauważyć ślady po przejściu wielkiej wody. Bezpośrednia i najkrótsza droga do Wilkowa jest uszkodzona przez powódź i aby dotrzeć do wioski, trzeba wykonać dość duży objazd. Im bliżej Wilkowa, tym krajobraz staje się coraz bardziej przejmujący. Szczególnie przygnębiajace wrażenie robi widok sadów, a raczej tego co z nich zostało. Gmina Wilków przed powodzią była ważnym ośrodkiem sadownictwa, w którym uprawiano jabłka, wiśnie czy maliny. Teraz większość drzew wygląda jakby były odlane z betonu lub wykute z kamienia. Z szarej, zamulonej ziemi wyrastają szare kikuty bez jednego zielonego listka. Z plantacji chmielu pozostały tylko wysokie drewniane podpory. A należy pamiętać, że niewielka, licząca niecałe 5 tys. mieszkańców gmina dostarczała ¼ (inne źródła mówią nawet o 1/3) krajowej produkcji szyszek chmielowych. Krajobraz uzupełniają sterty naniesionych przez wodę śmieci i resztki zapór z worków z piaskiem, które niestety nie zatrzymały potężnego żywiołu. Główna ulica Wilkowa, którą pamiętamy chyba wszyscy z telewizyjnych reportaży, nadal przypomina o powodzi. Woda wprawdzie ustąpiła, ale na ścianach budynków wyraźnie widać, jak wysoki był jej poziom. Teraz wszystkie okna i drzwi są pootwierane na oścież, podwórka zagracają resztki mebli, sprzęt gospodarstwa domowego i odbywa się wielkie suszenie. Następne co uderza wjeżdżajacych do wioski, to przejmująca cisza i pustka. Nie słychać i nie widać psów ani innych zwierząt, a i ludzi spotyka się niewielu. Dopiero przy budynku urzędu gminy i w jego wnętrzu zaczyna się robić tłoczno. Sama siedziba władz gminnych nie ucierpiała zbyt poważnie, woda zalała jedynie piwnice i częściowo parter, ale w pomieszczeniach wyraźnie czuć charakterystyczną woń wilgoci i stęchlizny. Przed pokojem wójta czeka długa kolejka interesantów. – Tylko nie siedźcie panowie zbyt długo, ja czekam tu już drugi dzień – prosi starsza kobieta. Obiecujemy, że będziemy krótko. Wójt Grzegorz Teresiński nie ma zresztą zbyt wiele czasu na pogaduszki. Niemal bez przerwy do jego pokoju ktoś wchodzi po podpis lub po decyzję. Grzegorz Teresiński ma 40 lat, a urząd wójta pełni od roku 2000. W zbliżających się wyborach samorządowych nie chciał już startować, ale powódź zmieniła jego decyzję. – Gdybym teraz zrezygnował, byłyby to tchórzostwo i dezercja – twierdzi. A pracy jest moc. Od wydawania zniszczonych przez wodę dokumentów, poprzez rozdzielanie zapomóg i napływajacych darów, po akcję trucia komarów, które po ustąpieniu Wisły do koryta, zaczęły się wylęgać w ogromnych ilościach (około 90 proc. powierzchni gminy było pod wodą).
Grzegorz Teresiński narzeka na współpracę z urzędami i na biurokratyczne nawyki, których nawet katastrofalna powódź nie potrafiła zmienić. Pamiętając o przyrzeczeniu danym interesantom, burmistrz Mieczysław Szymalski i wójt Wilkowa szybko podpisują porozumienie o pomocy finansowej. Już w korytarzu podchodzi do nas jeden z oczekujących i po upewnieniu się, że naprawdę przyjechaliśmy z Ostrowi Mazowieckiej, wita nas bardzo serdecznie. Okazuje się, że jesteśmy krajanami. Krzysztof Kowalewski przeprowadził się do gminy Wilków na początku lat osiemdziesiątych z Kiełczewa w gm. Małkinia. Teraz chce nam pokazać jak wygląda krajobraz po powodzi. Jedziemy do miejsca gdzie Wisła przerwała wał ochronny na odcinku około pół kilometra. Po drodze mijamy puste zabudowania. – Widzicie tę stodołę? Woda ją przestawiła o 180 stopni. A z tego cmentarza wymyło trzy trumny – informuje Krzysztof Kowalewski. Dojeżdżamy do miejsca, w którym zaczęła się tragedia Wilkowa. Gdy woda przerwała tutaj wał i zalała gminę, Krzysztof Kowalewski układał worki z piaskiem niecałe półtora kilometra dalej. Dzisiaj wyrwa jest już załatana, ale jak twierdzi nasz rozmówca, jest to tylko prowizorka. Ziemia na wale nie jest jeszcze ubita i zagęszczona i z pewnością nie wytrzyma kolejnego naporu dużej wody. Trwają jednak intensywne prace nad naprawą wału. Po drodze wzdłuż rzeki niemal bez przerwy przejeżdżają potężne wywrotki z piaskiem.
Naprzeciwko niedawnej wyrwy mijamy nieduży domek, a właściwie to co z niego pozostało. Brakuje dwóch ścian, reszta też grozi zawaleniem. Kawałki cegieł, potłuczone naczynia, fragmenty mebli poniewierają się kilkaset metrów dalej, tam gdzie je zaniósł prąd wody. Jedziemy do zakola Wisły w miejscowości Zastów Karczmiski. Tutaj napór wody był tak potężny, że przesunął wał o 1,5 metra w głąb lądu! Wał wprawdzie wytrzymał, ale znajdujące się obok zabudowania i tak zostały zalane przez wodę, która przedarła się przez wspomniany wcześniej wyłom. W jednym z gospodarstw trwają intensywne prace porządkowe i suszenie pomieszczeń. Za pierwszym razem woda zalała parter domu, druga fala była wyższa o niemal 40 cm i wdarła się już na piętro. Gospodarzy najbardziej boli jednak inna strata. W sadzie mieli pasiekę składającą się z 70 pszczelich rodzin. Dzisiaj pozostały z niej tylko porozbijane ule z tysiącami martwych pszczół wewnątrz. Całkowitemu zniszczeniu uległa również pracownia pszczelarska wraz z całym wyposażeniem niezbędnym do produkcji miodu. Gospodarze nie załamują jednak rąk i wierzą, że z czasem odbudują pasiekę. Jedyne czego się obawiają, to możliwych kolejnych powodzi.
Po powrocie do domu przekazujemy informację oraz kontakty na pszczelarzy z Zastowa naszym rodzimym bartnikom. Obiecują, że w miarę swoich możliwości postarają się pomóc kolegom z gminy Wilków. Nie odtworzą wprawdzie całej zniszczonej pasieki, ale coś na rozpoczęcie z pewnością wygospodarują. I jest to dodatkowa korzyść z wyjazdu na tereny popowodziowe.
AM