Dane teleadresowe Urzędu Miasta

09.02.2012

14:04

Anna

URZĄD MIASTA
07-300 Ostrów Mazowiecka
ul. 3 Maja 66

Centrala 29 679 54 50
Tel. sekretariat 29 679 54 55 lub 56
Fax. 29 679 54 22

e-mail: poczta@ostrowmaz.pl

czytaj więcej »mehr »????? ?????? »

Aktualności

Ostrowscy strażacy gasili pożar lasów w Rosji

24.08.201016:00

Wśród 159 polskich strażaków, którzy wyruszyli na pomoc Rosjanom, było trzech ratowników z JRG ostrowskiej Komendy Powiatowej PSP

Współpraca w imię ratownictwa

Ostrowscy strażacy gasili pożar lasów w Rosji
W sobotni wieczór 22 sierpnia wrócili ostrowscy strażacy, którzy w składzie polskiego batalionu pożarniczego walczyli z pożarem lasów w Rosji. Zrządzeniem losu miało to miejsce nieopodal Riazania, z którym Ostrów łączą od ponad dwóch lat więzy przyjaźni i współpracy. W poniedziałek spotkali się z burmistrzem miasta Mieczysławem Szymalskim. Podczas spotkania opowiadali o swoim udziale w akcji gaśniczej, o nadzwyczajnej serdeczności ze strony Rosjan i o wrażeniach, które na długo pozostaną w ich pamięci. Burmistrz podziękował im za ofiarność oraz za pomoc dla przyjaciół z Riazania.


Wyjazd do Rosji
Wśród 159 polskich strażaków, którzy w 45 wozach pożarniczych wyruszyli 7 sierpnia na pomoc Rosjanom, było trzech ratowników z JRG ostrowskiej Komendy Powiatowej PSP: Dariusz Brzostek, Szczepan Skowroński i Rafał Wujek. Podróż do Riazania trwała trzy dni z noclegami na Łotwie i w Rżewie na terenie Rosji. Pierwsze oznaki pożaru dały się zauważyć już po przekroczeniu granicy litewskiej. Początkowo wyglądało to jak mgła, im bardziej na wschód tym stawał się on coraz gęstszy. Im bliżej Riazania, tym dym stawał się coraz gęstszy. Zresztą nie tylko on zapowiadał to z czym niebawem przyszło im się zmierzyć.
- W wielu miejscowościach, przez które przejeżdżaliśmy, widzieliśmy wiele spalonych budynków. Wyglądało to tragicznie. Już w rejonie Riazania jechaliśmy przez wieś, przez którą przeszedł pożar. Z całej miejscowości ocalał tylko jeden budynek. Z pozostałych pozostały jedynie kominy i resztki spalonych samochodów – wspomina Szczepan Skowroński. – Tam jest głównie drewniana zabudowa, więc płonęło błyskawicznie – dodaje Dariusz Brzostek. - Mówiono nam, że w pożarach zginęło wiele osób. Na przykład w wiosce Tuga nikt się niczego nie spodziewał, bo front pożaru szedł w zupełnie innym kierunku, gdy nagle wiatr zmienił kierunek. Podobno w ogniu zginęło tam 14 osób –kontynuuje z przejęciem Skowroński.


Polacy wchodzą do akcji
Na miejscu zostali zakwaterowani w pionierskim obozie „Raduga”. Po zapoznaniu się z odcinkiem działania, początkowo zostali skierowani do miejscowości Spas-Klepiki gdzie współpracowali z rosyjskimi strażakami. Jedną z pierwszych akcji w tamtym rejonie było gaszenie budynku mieszkalnego. - Był z nami rosyjski major pożarnictwa, który spytał się nas czy się nie boimy. Odpowiedzieliśmy, że jesteśmy przecież tutaj od tego i nikt się nie boi. Początkowo mieliśmy tam tylko stać i obserwować zabezpieczenia. A myśmy rozstawili szybko linie gaśnicze i z dwóch stron ugasiliśmy ten dom. Major był pod wrażeniem naszej sprawności, szybkości i skuteczności. Po akcji podszedł do nas i zaproponował abyśmy mówili do niego Sasza – opowiadają na przemian wszyscy trzej. Następnego dnia walczyli z ogniem w tej samej miejscowości, a w nocy wozili wodę. Nad ranem chwycili trochę snu i po śniadaniu znów do akcji. W ten sposób działali przez ponad tydzień.


Akcja w lesie
Przy gaszeniu lasu temperatura przekraczała 45 stopni. Dodatkowe zagrożenie stwarzały padające drzewa. Palące się torfowe podłoże sprawiało, że spaleniu ulegały korzenie i drzewa przewracały się w nieprzewidywalnych kierunkach. – W dzień widzieliśmy jak się ono przewraca, ale w nocy słyszeliśmy jedynie odgłos padającego pnia. Jeszcze na trasie między Moskwą i Riazaniem widzieliśmy setki takich powalonych drzew. Były też takie sytuację, że nagle drzewa zapadały się w głąb ziemi, a następnie przewracały. Kolejnym utrudnieniem były fatalne, gruntowe drogi, z wciskającym się wszędzie drobnym pyłem. - Tam w lesie to wcale nie było dróg, tylko spychacz przejechał i przetarł z grubsza wąski trakt – wtrąca Rafał Wujek. Wspólna akcja była też okazją do wymiany doświadczeń z pożarnikami rosyjskimi. Okazało się, że mają oni całkowicie inną technikę gaszenia pożaru lasu. – Oni stoją na linii drogi, czekają aż pożar do nich dojdzie i bronią aby nie przeszedł na jej drugą stronę. Nam też początkowo mówili abyśmy tak wyczekiwali, ale my nie czekaliśmy na podejście ognia tylko zdecydowanie szliśmy do niego. Wiadomo, im szybszy jest kontakt z pożarem, tym wcześniej można go ugasić – twierdzi z przekonaniem Dariusz Brzostek. Były też humorystyczne zdarzenia. Las roił się od jeży, które w nocy bez żadnych skrupułów kradły strażakom żywność. – Wystarczyło wieczorem otworzyć konserwę, a rano już jej nie było. Początkowo myśleliśmy, że to któryś z kolegów robi głupie kawały, ale okazało się, że to jeże – śmieje się Szczepan Skowroński.


Teraz jesteśmy bezpieczni
od lewej: Rafał Wujek, Szczepan Skowroński, Dariusz Brzostek

 

Od pierwszego kontaktu z Rosją, spotykali się z nadzwyczajnymi objawami sympatii. – Już drodze od granicy gdy jechaliśmy do Riazania, ludzie na poboczach machali nam rękami. Jakaś stojąca przy drodze kobieta płakała, a inna, taka starsza babcia żegnała znakiem krzyża każdy nasz samochód. Ludzie byli bardzo mili, zapraszali nas do domów na jedzenie, na kawę, ale nie mieliśmy na to czasu. Pamietam jak przy jakimś sklepie jedliśmy kolację. Ledwie usiedliśmy, gdy ekspedientka przyniosła nam kotlety, ogórki małosolne. Oni dzielili się z nami tym co mieli - wspominają jeden przez drugiego. – Największe wrażenie zrobiły na mnie ich podziękowania. W jednej z miejscowości usłyszeliśmy od mieszkańców taką opinię, że skoro przyjechali Polacy, to mogą już spokojnie w nocy spać, bo ogień do nich nie przyjdzie. Do tej pory to oni tylko wyglądali z której strony pojawi się pożar. A teraz jak wiedzą, że my tu jesteśmy, to im nic się nie stanie – z pewnym wzruszeniem mówi Rafał Wujek. – A front pożaru szedł na Rybinowkę, wioskę w której staliśmy, za nami była druga wioska Malinowka, więc broniliśmy konkretnych wiosek i ludzi – dodaje Dariusz Brzostek. – Oni nam też szczerze współczuli. Mówili, że przyjechaliśmy do nich z pomocą, a u nas w kraju jest kolejna powódź. Byli tym bardzo przejęci i wzruszeni – wspomina Szczepan Skowroński.
Miejscowi strażacy przychodzili do nas, chcieli porozmawiać, obejrzeć nasz sprzęt. Zaskoczeniem dla nich było np. nasze działko wodne kiedy pokazaliśmy, że samo się rozkłada, że jest zdalnie sterowane. Porównywali także wyposażenie. Zdaniem naszych ratowników, rosyjskie samochody lepiej sobie radzą na tamtejszych drogach, czy jak w tym przypadku, raczej bezdrożach. Natomiast wyposażenie jest przestarzałe i mało wydajne. – Ja nie pamiętam pomp o tak małej wydajności nawet w starych samochodach – mówi Brzostek. Podobnie jest z wyposażeniem osobistym rosyjskich strażaków. – U nich dopiero wchodzą aparaty powietrzne. Stąd przy pożarach budynków praktycznie nie wchodzą do środka. Gaszą tylko z zewnątrz i bronią sąsiednich zabudowań – dodaje Skowroński.


Ostrowiacy w mediach
W Riazaniu szybko dowiedzieli się, że wśród 159 polskich strażaków są przedstawiciele Ostrowi Mazowieckiej. Przedstawiciele riazańskich mediów specjalnie przyjechali do „Radugi” aby się z nimi spotkać, ale nic z tego nie wyszło, gdyż ostrowiacy byli akurat w akcji. Po powrocie do obozu dowiedzieli się od dowództwa i kolegów, że byli poszukiwani. Mimo to riazańskie media ze wzruszeniem informowały, że w akcji gaszenia pożarów biorą udział strażacy „iz goroda pobratima” - Ostrowi Mazowieckiej. O ich udziale pisały gazety, były informacje w kilku stacjach telewizyjnych, a za pośrednictwem internetu, nazwiska trzech ostrowskich strażaków gaszących pożar pod Riazaniem, znane są nie tylko w całej Rosji, ale i na świecie. Wspominał także o nich podczas uroczystego pożegnania gubernator obwodu riazańskiego Oleg Kowaliow, który wysoko ocenił pracę polskich strażaków oraz wręczył im listy dziękczynne, podarki i medale „Za wspólnotę w imię ratownictwa”. Jak podsumował akcję gubernator Kowaliow, polscy strażacy pomogli w utrzymaniu frontu pożaru długości około 160 km, ugasili las na obszarze 100 hektarów i wykonali 12 km przesiek. – I to wszystko wykonał taki maleńki zwarty oddział profesjonalistów – pokreślił gubernator Kowaliow.


Powrót

Już w drodze powrotnej do kraju mieli niejednokrotnie okazję jeszcze raz spotkać się z wyrazami wdzięczności i sympatii Rosjan. Kierowcy rosyjskich tirów włączali klaksony na widok długiej kolumny polskich pojazdów pożarniczych. W Moskwie gdy zatrzymali się aby naprawić uszkodzoną przyczepkę, zatrzymała się obok nich nieznajoma kobieta i podziękowała za przyjazd do Rosji oraz pomoc w gaszeniu pożaru.
Do kraju wjeżdżali jak triumfatorzy i z należną fantazją, z migającymi kogutami i na sygnałach dźwiękowych. Ludzie z mijanych miejscowości wychodzili z domów, pozdrawiali, machali rękami. Wcześniej na Litwie było bardzo podobnie, ludzie też ich pozdrawiali, były również łzy w oczach przechodniów.
Wszyscy trzej podkreślają doskonałą organizację wyjazdu. Wystarczyło zaledwie 24 godziny aby zorganizować tak potężne przedsięwzięcie. Były obawy czy wytrzymają ludzie, czy nie zawiedzie sprzęt. Trudny egzamin wytrzymały i samochody i zdali go wszyscy uczestnicy.
Ze swoich podwładnych i ich udziału w tej akcji zadowolony jest również Komendant Powiatowy PSP w Ostrowi Krzysztof Hoffmann. – Jest to nobilitacja jednostki, docenienie wyszkolenia ludzi i posiadanego przez nas sprzętu. Mimo, że była to akcja organizowana ad hoc, to jednak w skład tego batalionu wchodzili najlepsi ludzie z całego kraju. Ja jestem zadowolony i dumny z naszych ratowników, tym bardziej, że pomagali naszym riazańskim partnerom – w głosie komendanta rzeczywiście pobrzmiewają „dumne” nutki.
Z całą pewnością riazańczycy, ale i generalnie Rosjanie, będą pamiętali tych, którzy mając kłopoty z klęskami żywiołowymi we własnym kraju, pospieszyli im z sąsiedzką pomocą. I będzie to procentowało w przyszłości, niezależnie od nieodpowiedzialnych wybryków niektórych niewydarzonych polityków. (Andrzej Mierzwiński)

 

Dariusz Brzostek z Broku służy w PSP już 15 lat, znacznie dłużej jest członkiem brokowskiej OSP. Żonaty ma troje dzieci. Była to jego pierwsza zagraniczna misja, chociaż wcześniej brał wielokrotnie udział krajowych akcjach przeciwpowodziowych. (1997 r. w Opolu i trzykrotnie w tym roku: w Dobrzykowie i w Woli Pawłowskiej).
Szczepan Skowroński z Małkini – ponad 10 letni staż w ostrowskiej PSP i blisko 14 letni w małkińskiej OSP. Ma jedenastoletnią córkę. Dwa lata temu brał udział w akcji przeciwpowodziowej na Ukrainie w okolicach Śniatynia. Na terenie kraju uczestniczył w akcjach przeciwpowodziowych od 2001 roku.W tym roku był w Dobrzykowie i Gąbinie.
Rafał Wujek z Małkini, również rozpoczynał służbę pożarniczą w małkińskiej OSP. W PSP służy już siedem lat. Żonaty, ma dwie córki.