Dane teleadresowe Urzędu Miasta

09.02.2012

14:04

Anna

URZĄD MIASTA
07-300 Ostrów Mazowiecka
ul. 3 Maja 66

Centrala 29 679 54 50
Tel. sekretariat 29 679 54 55 lub 56
Fax. 29 679 54 22

e-mail: poczta@ostrowmaz.pl

czytaj więcej »mehr »????? ?????? »

Aktualności

Dryndą po Ostrowi...

20.06.200700:00

Niewielu chyba współczesnych ostrowian pamięta czasy gdy dorożki były najbardziej popularnym środkiem miejskiej komunikacji. Miały swój postój przy placu Marchlewskiego (obecnie Księżnej Anny Mazowieckiej).


Po pojawieniu się taksówek, przez pewien czas egzystowały wraz z nimi, aby zniknąć na dobre z ostrowskich ulic gdzieś tak w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Kilka tygodni temu na placu przed ratuszem ponownie pojawił się napędzany owsem pojazd i wygląda, że zadomowił się tutaj na dobre. Ma nawet własny postój z tabliczką. Właścicielem pojazdu napędzanego jednokonnym silnikiem o wdzięcznym imieniu Baśka, jest długoletni ostrowski taksówkarz Mieczysław Ludwichowski. Jak się okazuje, jest to jego powrót do fachu. – Z dorożką miałem do czynienia już w wieku 12 lat, od piątej klasy szkoły podstawowej – opowiada pan Mieczysław. - Ojciec jeździł dorożką już przed wojną. Ja zacząłem w czasie okupacji. Mam prawo jazdy na dorożkę wydane jeszcze „za Niemca”. Ta przedwojenna dorożka Ludwichowskich miała numer 29, potem była to dziewiątka, a pod koniec - dwójka. Przed wojną było w Ostrowi przeszło 30 dorożek, z czego połowa należała do Żydów. Tych ostatnich cechowała niezwykła solidarność, czego nie można było powiedzieć o polskich dorożkarzach. – Gdy Żydowi zdechł koń, to współwyznawcy składali się dotąd, aż uzbierali na nowego (około 120-130zł). Gdy takie nieszczęście przydarzyło się Polakowi, koledzy „od bata” zacierali tylko ręce, że ubyło im konkurencji – wspomina Mieczysław Ludwichowski.


Podczas jednej z przejażdżek dorożką ulicami Ostrowi Mazowieckiej

 

Po wojnie Ludwichowscy jeździli jeszcze przez jakiś czas dorożką, ale podobno za bardzo pokochała ich skarbówka. Żeby zapłacić podatek, sprzedali konia za 88 tys. złotych, z których aż 80 zabrał urząd skarbowy. Wtedy Mieczysław Ludwichowski zlikwidował dorożkę i przesiadł się na taksówkę, którą jeździł do roku 2006. Jednak stara miłość do koni i dorożki nie dawała spokoju. Już w XXI wieku kupił konia, odrestaurował poojcowską dorożkę i od dwóch lat woził nią do ślubu młode pary, które miały życzenie pojechać do ołtarza pojazdem konnym. Jakiś czas temu zaproponował burmistrzowi, aby wprowadzić kursy po mieście jako atrakcję dla odwiedzających Ostrów. Zawarto umowę, miasto wydzieliło postój przed ratuszem i podczas ostatnich Dni Ostrowi, Baśka solidnie zapracowała na swoją porcję owsa. Jej pasażerami byli między innymi goście z Brembate di Sopra. Do obowiązków Mieczysława Ludwichowskiego będzie należało nie tylko przewożenie pasażerów, ale także pokazywanie im ciekawostek i osobliwości oraz opowiadanie o zdarzeniach, jakie przed laty miały miejsce na ostrowskich ulicach. A pan Mieczysław ma co wspominać, zna wszystkie zakątki miasta, pamięta dawne, nieistniejące już dziś ulice. Niedawno oprowadzał po mieście grupkę Żydów, szukających ulicy Miodowej. Gdy zaprowadził ich na miejsce, jedna z kobiet wzięła stamtąd odrobinę ziemi dla ojca, który przed wojną miał na Miodowej warsztat szewski. Dzisiaj sędziwy starzec mieszka w Izraelu, ale z sentymentem wspomina Ostrów, do której z powodu wieku nie może już przyjechać.
Zresztą sama dorożka też ma bardzo burzliwą i ciekawą historię. – Jest to model z 1920 roku, wybudowany przed samą wojną. Kosztowała 940 złotych, tyle co trzy hektary dobrej ziemi. Podczas okupacji jej numer znali wtajemniczeni członkowie konspiracji. Na stacji kolejowej wysiadali z warszawskiego pociągu i pytali o „dziewiątkę”, a potem kazali się wieźć do „pani Marii” (Barzyckiej), albo do lasu. Dorożka miała też bojową przygodę. – Zawiozłem kiedyś panią Kowalczykową do Wąsewa, a tam byli Niemcy i Ukraińcy, którzy zabierali krowy i konie. Jak weszli do sąsiednich zabudowań, wyjechałem z opłotków i w konia. Wybiegł za mną Ukrainiec i zaczął strzelać. Koń był jednak bardzo szybki, pochodził ze stajni wyścigowej z Warszawy i wyratował mnie z opresji. Tamten trafił tylko w dorożkę! Jak ją remontowałem, to załatałem tę przestrzelinę, a teraz żałuję, bo byłaby dodatkowa atrakcja – snuje wspomnienia Mieczysław Ludwichowski.. Takich wspomnień ma zresztą znacznie więcej. Woził Niemców do rosyjskiego obozu jenieckiego w Grądach, z którego zapamiętał potworne obrazy jeńców umierających z głodu i tyfusu, niejednokrotnie podwoził niemieckich oficerów do gestapowskiej katowni w ostrowskim browarze Tejtla. Są też weselsze i przyjemniejsze wspominki, ale o wiele ciekawiej brzmią one gdy są opowiadane z dorożkarskiego kozła przy wtórze końskich kopyt. Na razie dorożka cieszy się umiarkowanym zainteresowaniem. Ludzie owszem, przystają, oglądają, pytają o kursy i podoba im się powrót konnej dryndy na ostrowskie ulice, ale nie za bardzo kwapią się do przejażdżki. Może podczas wakacji będzie nieco lepiej? – Zapraszam wszystkich do korzystania z dorożki. Mogę obwieźć po całym mieście i po okolicach – zachęca Mieczysław Ludwichowski. Warto też dodać, że kierowcy bardzo życzliwie przyjęli napędzany owsem pojazd i chociaż często mają pierwszeństwo to przepuszczają pana Mieczysława, Baśkę i historyczną dorożkę. Ze swej strony zapraszamy do przejażdżki dryndą po Ostrowi.

Andrzej Mierzwiński